Strzał. Dłoń w przód. Pochylenie, różowa plama. Strzał. Tęcza. Pisk. Wszystko wiruje. Strzał, dotyk na ramieniu. Ciepło na palcach trzymających brzuch. Zielone gwiazdy pojawiały się i znikały. Strzał, twarz Kiby do góry nogami. Krzyk, świst. Ból w kolanie. Nie, to głowa. Świst, odgłos uderzenia.
Szczeknięcie.
Cisza.
Rozmyty obraz, poruszające się usta Kiby. Niebo. Piękne, pomarańczowe niebo. I fioletowe chmury. Szczeknięcie. Trzask. Wrzask, deszcz iskier.
Ciemność.
Brama. Brama Konohy. Nie czuć palców. Ziemia się trzęsie – nie! Podskakuje. Sapanie. Szczeknięcie. Kilka kropel wody na twarzy; to ślina – klei się.
– Kiba! Kiba! – słychać głos. Czemu jest tak dziwny? Głośno, za chwilę cicho. Znów głośno. Czemu na niebie latają żaby? Głowa opada. Włosy przyklejają się do czerwonej plamy na brzuchu. Czy ktoś malował farbami?
Po co?
– Ranna! Tak. Prawo. Nie. Oni.
Czemu tak głupio mówi? Czemu ma zielony nos?
– Dreszcz. Kakashi. Tsunade. Idę. Szybko.
Śmiech.
– Jeście smeśni. Ha, ha. Zilny nos. Ha, ha. Aaa!
Ból. Ciemność.
Neji, jak zwykle w wolnej chwili, ćwiczył. Nie miał nawet z kim trenować: Tenten i Lee
wyruszyli rano z Chōjim, aby dostarczyć list do Wioski Mgły, Kiba i Hinata
powinni wrócić jeszcze tego dnia, lecz wciąż ich nie było, Sakura, Naruto i
jakiś nowy chłopak byli aktualnie na Moście Nieba i Ziemi, Ino wracała z Kraju
Fal, a Shikamaru od kilku dni pomagał Piątej w sprawie sojuszu z Wioską Piasku.
Duże,
pomarańczowe słońce chyliło się już powoli ku widnokręgowi, gdy Neji usłyszał,
jak ktoś go woła. Znał ten głos bardzo dobrze.
Co on do cholery tutaj robi? Kiedy wrócili?
–
Neji! Neji! Hyūga, palancie, gdzie jesteś?! Jak zwykle, kiedy jesteś potrzebny,
to cię nie ma!
– Inuzuka. Gdy tylko tu podejdziesz, przywalę
ci – wyszeptał pod nosem, przymykając oczy.
– Wreszcie cię znalazłem – odparł zdyszany
Kiba, podbiegając.
– Inuzuka, przeszkadzasz mi w treningu. Kiedy
wróciliście? – zapytał z lekkim rozdrażnieniem, nie patrząc na niego.
– Hinata jest w szpitalu – powiedział poważnym
tonem. Oddychał głęboko po długim biegu. Drżące dłonie oparł na kolanach. –
Stwierdziłem, że powinieneś wiedzieć jak najszybciej.
Hyūga popatrzył na niego przenikliwie, a
jednocześnie z lekkim przerażeniem. Jego palce drgnęły. Cała złość momentalnie
wyparowała.
– Chodźmy – odparł krótko.
– Zajmuje się nią sama Tsunade, jest w opłakanym stanie. Na razie dostała środki
hamujące rozwój trucizny, dzięki czemu jeszcze żyje, jednak jeśli Piąta nie
stworzy szybko jakiegoś antidotum… – Kiba spuścił głowę, patrząc na swoje
dłonie.
Zapadła
martwa cisza.
On
i Neji siedzieli właśnie na korytarzu w szpitalu, czekając na wieści. Zakazano
komukolwiek wchodzić na salę, na której leżała Hinata. Zaraz po tym, jak
Inuzuka ją przyniósł, medycy ocenili jej stan, po czym natychmiast wezwali
Hokage.
– Cholera, niech ktoś wreszcie powie, co się z
nią teraz dzieje! – krzyknął Neji, przerywając nieznośne milczenie. Wstał.
Zaczął krążyć po pomieszczeniu w tę i z powrotem, zaciskając mocno pięści.
– Na razie nie możemy nic zrobić. Uspokój się,
przecież… – zaczął Kiba.
– Przecież. Nie. Wiadomo. Czy. Ona. Przeżyje –
wycedził przez zaciśnięte zęby.
Inuzuka uniósł brwi. Neji trząsł się. W drodze
do szpitala Kiba opowiedział mu o wszystkich wydarzeniach – napaść obcych
ninja, którzy mieli przewagę liczebną, ranienie Hinaty zatrutym nożem i szybki
powrót do wioski, gdzie spotkali Kakashiego, który sprowadził Piątą. Nawet
Akamaru, wyczerpany długą trasą, którą szybko przebyli, musiał zostać w
szpitalu, aby zregenerować siły.
Neji
podszedł do ściany i walnął w nią pięścią. Pozostawił wgniecenie, tynk posypał
się na podłogę, a z rąk zaczęła sączyć mu się krew. Dobrze, że nie koncentrował
czakry, przecież ściana mogłaby runąć.
– Cholera – mruknął. Przymknął oczy i
odetchnął głęboko.
W tym momencie drzwi od sali obok otworzyły
się, wyszła Shizune, która również pracowała razem z Piątą nad stworzeniem
odtrutki.
– Czy z Hinatą wszystko… – chciał zapytać
Kiba, lecz Neji mu przerwał, zapominając o dobrych manierach, nawet nie witając
się z dziewczyną.
– Przeżyje? – Podszedł bliżej i obdarzył ją
wyczekującym spojrzeniem.
– Cóż, ciężko cokolwiek stwierdzić. Jej stan
jest nadal fatalny, ale pani Tsunade robi, co może. Medycy badają skład
trucizny i wertują wszystkie dostępne książki. To ta sama, która zabiła kota. –
Shizune poprawiła swoją krótką grzywkę i zagryzła wargę.
– Czy mogę do niej wejść? – zapytał Hyūga
drżącym głosem.
– Przykro mi, ale nie możemy nikogo wpuszczać.
– Nie obchodzi mnie to! – krzyknął
zdenerwowany. Kiba położył dłoń na jego ramieniu, ale ten ją strącił.
– Neji! Uspokój się. – Ciszę przerwał poważny
męski głos.
Na korytarzu pojawił się właśnie Hiashi w
towarzystwie Kakashiego Hatake.
– Wuju… – zaczął Neji spokojnym tonem.
– Pan Hyūga! – Zaskoczona Shizune podeszła szybko do nich. – Nareszcie pan jest!
Proszę za mną – odparła i ruszyła w stronę małego gabinetu znajdującego się za
drzwiami, w połowie korytarza. Nejiemu wydawało się, że celowo ani razu nie
spojrzała na Kakashiego. Ten zaś podszedł do chłopców.
–
Kiba, Neji. Możecie mi opowiedzieć o tym, co dokładnie się stało? – zapytał
spokojnym głosem.
Inuzuka
zaczął wyjaśniać wszystko po kolei. Ledwo hamował swoje emocje, gestykulował,
raz o mało nie uderzając Nejiego.
–
Wtedy właśnie pobiegłem po Nejiego i razem przybyliśmy do szpitala – zakończył
swoją opowieść.
Zapadła
chwilowa cisza. Przerwał ją Kakashi.
–
Proszę was, abyście nikomu nie mówili, co zaszło. Nawet przyjaciołom i
rodzinie. Tego samego będą zamuszeni przestrzegać wszyscy wtajemniczeni.
–
Dlaczego? – Neji nie krył zdumienia.
–
Ech… Na razie nie mogę wam powiedzieć nic szczegółowego, bo nie potwierdziłem
moich przypuszczeń.
Jeśli się czegoś dowiem, powiadomię was, ale na chwilę
obecną nikomu ani słowa. Musicie wmawiać wszystkim, że Hinata po prostu została
ranna w trakcie misji. Nic o tym, jak do tego doszło, i o truciźnie.
–
Jaki jest tego sens? – Kiba uniósł brwi.
–
Przypuszczam… że ta trucizna nie pochodziła od Orochimaru, którego na początku
podejrzewaliśmy. Wywołała podobne skutki jak u dwójki strażników z Wioski
Piasku podczas porwania Gaary. Obaj nie żyją – powiedział ze zrezygnowaniem.
–
Chcemy brać czynny udział w tej misji!
–
Ciiii! To nie jest zwykła misja, na którą mogą wybrać się młodzi ninja.
Potrzeba tu starszych i doświadczonych ludzi. Przykro mi, Kiba.
W
tym momencie otworzyły się drzwi gabinetu i wyszła z nich milcząca dwójka. Podeszli do reszty, po czym Hiashi machnął ręką Nejiemu. Obaj odeszli
w stronę wyjścia, nie odzywając się do siebie ani słowem.
–
Shizune… – zaczął Kakashi – nie wpuszczaj do Hinaty na razie żadnej osoby, a
gdy jej stan się ustabilizuje – nikogo spoza rodziny. Wyjątkiem jestem ja i ci,
którzy dostaną ode mnie pozwolenie…
–
Jasne – odparła krótko. Obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę gabinetu.
–
Shizune! – zawołał jeszcze. Po tym, jak odwróciła głowę, odparł: – Opiekuj się
nią. Kiedy Hiashi się dowiedział, chciał, abyś to właśnie ty czuwała nad
Hinatą. Tsunade nie może cały czas przy niej być, a Hiashi wymagał najlepszego
medyka w wiosce.
Shizune
zarumieniła się, aczkolwiek na jej twarzy wymalowane było zdziwienie. Po chwili
jednak jakby ocknęła się z transu, na moment wstąpiła w nią złość. Odwróciła
się i weszła pospiesznym krokiem do swojego gabinetu.
–
Co jej jest? Wyglądała na obrażoną – stwierdził Kiba.
Kakashi
jedynie westchnął i wyszeptał:
–
Kobiety…
Neji
i Hiashi szli spokojnie szpitalnym korytarzem. Żaden z nich się nie odzywał,
lecz ten pierwszy czuł, że wuj powinien zacząć tę rozmowę. Był podenerwowany, przygryzł policzek od środka, palec wskazujący uderzał
delikatnie o kciuk. Ta rozmowa nie będzie łatwa.
Wyszli
z budynku, kierując się do pobliskiego parku. Przemierzali wąskie alejki, na
które drzewa rzucały rozedrgane cienie, w powietrzu czuć było koniczynę i
świeżo skoszoną trawę. Dochodził do nich głośny świergot ptaków szybujących
ostatni raz tego dnia nad ich głowami. Śmiech dzieci bawiących się na placu
zabaw mieszał się z płaczem dziewczynki, która stłukła kolano. Jakiś chłopiec
ciągnął inną za warkocza, a jedna z matek krzyczała na swoją pociechę, która
najwyraźniej nie chciała wracać do domu.
Hiashi
zatrzymał się i usiadł na pobliskiej ławeczce, Neji uczynił to samo.
Przyglądali się w milczeniu, jak mamy podchodzą do swoich dzieci – huśtających
się, zjeżdżających na zjeżdżalni, krzyczących, leżących na trawie i płaczących
lub po prostu biegających wokół – przytulają je, niektóre krzyczą na nie,
chwytają za ręce i prowadzą do domu. Zrobiło się ciemno, a w parku zapanowała
cisza. Już nie było słychać śmiechów, pisków, krzyków czy odgłosów zabaw, a
jedynie smutną grę świerszczy. Ninja siedzieli dość długo, ale Neji był
cierpliwy. Wciąż czekał, aż Hiashi odezwie się pierwszy.
–
Miałeś ją chronić – usłyszał poważny głos starszego z nich. Spojrzał na
Hiashiego, a w jego oczach zauważył obojętność.
–
Wuju, ja…
–
Jeśli nie umrze teraz, to wkrótce. Już nie musisz się nią opiekować. Nadal jest
słaba. Zbyt słaba. Nadchodzą ciężkie czasy, gdzie wielu ninja zginie. Jeśli nie
jest się wystarczająco silnym, nie ma się szans na przeżycie.
Neji, ty dasz
radę, jesteś geniuszem naszego klanu. Bardzo żałuję, że nie urodziłeś się moim
synem. Hinata strasznie mnie zawiodła, dając się zranić ostrzem w tak banalny
sposób. Myślałem, że jej treningi przyniosły większe efekty – przerwał na
chwilę, po czym spuścił nieco wzrok. – A jednak nie jest godna bycia głową
klanu Hyūga.
W
świetle pobliskiej latarni na szlachetnej twarzy dało się ujrzeć zmęczenie.
Mężczyzna był już po czterdziestce, jednak z jego postawy Neji mógł wyraźnie
wyczytać mądrość i doświadczenie. Lekkie zmarszczki, szczególnie widoczne w
okolicach oczu, oraz cienka blizna tuż przy uchu dodawały mu powagi.
–
Wuju, to nie tak. Ona naprawdę stała się silniejsza, ale przeciwnik…
–
Dała po sobie poznać, że nie jest skupiona! – przerwał mu. Patrzył na niego
groźnym wzrokiem, usta miał zaciśnięte.
Neji
wciągnął szybko powietrze. Cholera, nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio widział
wuja w takim stanie.
Wiedział,
że Hinata nie należy do elity, ale był także pewny, że da sobie radę i nigdy
się nie podda. Przecież sam ją trenował, poznał jej możliwości i zacięty
charakterek.
–
Czemu mówisz tak o własnej córce, wuju? – zapytał cichym głosem, próbując
opanować drżenie.
Oczy
Hiashiego błysnęły złością. Uderzył bratanka w twarz. Chłopak przestraszył się,
przymknął powieki, syknął, złapał się za bolący policzek, a z rozciętej wargi
popłynęła krew.
–
A czy jest ona godna, aby nazywać się moją córką? – Jego głos był bezbarwny. –
Zauważyłem, że się polubiliście. Nie podoba mi się to. Miałeś jedynie nie
pozwolić, aby stała jej się krzywda, a nie się przywiązywać. Nigdy nie byliście wychowywani jako rodzina. Ona cię ogranicza,
Neji.
–
To dlatego każesz mi przestać ją chronić? Żebym mógł więcej osiągnąć? –
wypowiedział przez zaciśnięte zęby. Starł krew z ust.
–
Poświęć czas, który z nią ostatnio spędzasz, na treningi. Na pewno osiągniesz dużo
więcej. Liczę na ciebie. Chcę, abyś był coraz silniejszy i reprezentował nasz
klan. To Hanabi zostanie w przyszłości głową rodziny, nie Hinata. Ale na razie
jest ona za młoda. Kto wie, może to właśnie ty przejmiesz te obowiązki.
Nejiemu
zakręciło się w głowie. Brwi powędrowały do góry, spojrzał przed siebie.
–
Ja… Tak jest – odparł cicho.
Wolał
przemilczeć tę wypowiedź. Nie mógł zrozumieć Hiashiego, przecież tu chodziło o
jego córkę! Mimo wszystko powinien dbać o dziecko... Dlaczego wuj zachował się
tak, a nie inaczej? Postąpił zupełnie odwrotnie niż zwykle. Zawsze dbał o
tradycję, zgodnie z którą gałęzie rodu chronią trzon, a teraz? Co nim
kierowało, że podjął taką decyzję? Zawsze mówił Nejiemu, że ma chronić Hinatę,
a teraz nagle dostał rozkaz, aby się nią nie opiekować. To wszystko było
cholernie dziwne.
Rozejrzał
się wokół. Hiashi już zniknął w oddali. Panowała ciemność, jedynie latarnie
rzucały słabe światło na okolicę. Neji wstał i ruszył w stronę szpitala.
Podszedł pod gabinet Shizune. Oby pojawiły się już jakieś nowe informacje. Nie
zdążył nawet zapukać, a doszły do niego odgłosy kłótni.
–
Żartujesz sobie? Jesteś strasznie niepoważny, Kakashi! – usłyszał histeryczny
głos Shizune.
–
Poradzisz sobie, przecież wiesz, że jesteś silna. Skoro wytrzymałaś tyle czasu
z naszą Hokage, teraz też się uda. Tylko dlaczego nie widzisz żadnego wyjścia?
–
Pani Tsunade by mnie zabiła! Dobrze wiesz, jak się dla niej poświęcam, a
straciłaby moją pomoc i zaufanie!
Na
chwilę zapanowała cisza. Neji miał świadomość, że źle robi, jednak jeśli ta
dwójka kłóciła się o coś związanego z Hinatą, wolał o tym wiedzieć. Widocznie
byli oni tak pochłonięci rozmową, że żadne z nich nie wyczuło obecności Hyūgi.
–
Wyjdź już. Muszę to przemyśleć. – Stanowczy głos kobiety pełen był bólu.
Neji
szybko cofnął się jak najdalej, a gdy Hatake otworzył drzwi i zauważył go
idącego w jego stronę, uśmiechnął się słabo. Na jego twarzy wymalowało się
lekkie zakłopotanie, a dłoń powędrowała na tył głowy.
–
Cześć, Neji. Przyszedłeś dowiedzieć się, co z Hinatą? Shizune jest u siebie.
Poprosiłem, aby regularnie przekazywała ci informacje o jej stanie.
–
Dziękuję.
Minęli
się bez słowa. Chłopak zapukał w drewniane drzwi. Gdy się otworzyły, stanęła w
nich młoda kunoichi i wpuściła go do środka. Hyūga zauważył, że ma nieco
zmartwiony i zmęczony wyraz twarzy, choć chyba starała się to ukryć delikatnym
uśmiechem.
–
Chciałem zapytać o Hinatę.
–
Ach tak… – Shizune mruknęła pod nosem, wyciągając jakąś kartę z notatkami spod
sterty papierów leżących na biurku, mieszczącym się przy niewielkim oknie.
–
Jest na razie nieprzytomna, Neji. W bardzo ciężkim, ale stabilnym stanie. Rana
została zszyta przez medyków od razu po ocenieniu jej stanu, jednak trucizna
wciąż krąży w organizmie. Nóż z nią wbito głęboko; to cud, że Hinata żyje.
Dobrze, że trafiła tu tak szybko, młody Inuzuka spisał się na medal, teraz
tylko kwestia, czy uda jej się z tego wyjść bez szwanku.
–
Dziękuję za informacje. Czy mógłbym ją teraz zobaczyć?
–
Absolutnie, nie ma mowy. Kakashi z rozkazu pani Tsunade zabronił wchodzić
komukolwiek…
–
Shizune. – Podszedł do niej, po czym położył rękę na jej ramieniu.
Spojrzała
w jego oczy, a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie. Westchnęła głęboko.
Zaprowadziła
go dwa piętra wyżej, pod salę dwieście siedem. Otworzyli drzwi, opatrzone
tabliczką z numerkiem, po czym weszli do środka. Było tu tylko jedno łóżko, na
którym leżała drobna dziewczyna. Jej splątane włosy rozsypały się na poduszce,
a na czole widniały kropelki potu. Spała niespokojnie, jeśli ten stan można
było nazwać snem. Shizune podeszła do niej i otarła jej twarz szmatką.
–
Tylko nie przekraczaj progu – ostrzegła go, gdy Neji chciał wejść do środka.
Natychmiast
się cofnął, ale patrzył błagalnie, by go wpuściła.
–
Nie mogę, wybacz – dodała cicho, mimo iż z jej głosu wyczytał, że
prawdopodobnie postępowała wbrew swojej naturze.
Przyglądał
się Hinacie z niepokojem. Musiała wyjść z tego cało, po prostu musiała.
Przypominał sobie również słowa Hiashiego: Już nie musisz się nią opiekować.
Nadal jest słaba. Zbyt słaba. Ciekawe, czy wuj miał rację. Patrząc na tę
drobną, kruchą istotkę, aż trudno uwierzyć, że była w stanie walczyć czy
zranić. Jak bardzo pozory mogą mylić. Z drugiej strony początki treningów
Hinaty były trudne.
Wciągnęła
szybko powietrze, wychylając się do tyłu. Bała się. Widziałem to po jej
ruchach, drżących rękach i wyrazie twarzy – jakby miała się zaraz rozpłakać.
Postanowiła ponownie zaatakować. Czyżby chciała zaimponować swojemu ojcu? Jej
starania jednak zdały się na nic. Wystarczało lekkie przechylenie w prawo lub
lewo, aby nie trafiła. To było śmieszne – ani nie posiadała siły, ani
szybkości, ani zdolności do wymierzania ciosów. Czas pokazać jej, kto jest
silniejszy.
Zaatakowałem dwa razy w nogę, potem w klatkę piersiową, dłonią w
brodę, przez co zadarła głowę. Wyglądała jak szmaciana lalka, nie miała
siły, by mi oddać. Nie nadążała z obroną. Jej ciało było bezwładne i pozwalało
na dalsze ataki, lecz one mi nie wystarczały. Zacząłem atakować pięściami,
miotałem nią na wszystkie strony. Wściekłość, która się we mnie narodziła,
nadal rosła w zastraszającym tempie. Całą siłę skoncentrowałem w prawej ręce,
podskoczyłem i naparłem do przodu. Opuściła głowę, godząc się na porażkę.
Siedziała jak sparaliżowana, cała drżała, bała się.
Cholernie się mnie bała, a
ja odczuwałem z tego powodu potworną satysfakcję.
–
Neji, słyszysz mnie? – Shizune machała mu dłonią przed oczami. – Już czas stąd
iść.
Spojrzał
na nią nieprzytomnie, ale gdy informacje do niego dotarły, kiwnął głową i
ruszył korytarzem w stronę wyjścia, zapamiętując numerek dwieście siedem, który
widniał na metalowej tabliczce.
–
Dalej, Akamaru! – krzyknął Kiba, rzucając patyk przed siebie.
Pies
pobiegł po niego, złapał go w locie i przyniósł swemu panu. Inuzuka pogłaskał
go, zanurzając palce w gęstej sierści. Akamaru w odpowiedzi radośnie zamerdał
ogonem i polizał go po twarzy.
Taki
widok zobaczył Neji, który szedł właśnie w stronę ich posiadłości.
–
Kiba, możemy porozmawiać? – zapytał.
Uśmiech
powoli znikał Kibie z twarzy, zastępowany przez zaskoczenie. Inuzuka przytaknął,
wyjął z kieszeni spodni kilka ciastek i rzucił Akamaru, po czym ruszył przed
siebie. Neji podążył za nim. Jak zacząć rozmowę? Ma mu powiedzieć to wprost?
Zmarszczył czoło i wpatrzył się w swoje buty. Szli w milczeniu, aż dotarli nad
jezioro, które znajdowało się w wiosce, niedaleko parku. Zatrzymali się nad
brzegiem. Kiba zaczął tupać nogą, stojąc z założonymi rękami. Znalazł kilka
płaskich kamieni. Rzucał je do wody, a te odbijały się kilka razy po
powierzchni i opadały na dno.
–
Jej stan jest bardzo ciężki, ale stabilny.
Kiwnął
głową.
–
Pomogłeś jej. Gdyby nie ty, mogłaby być teraz martwa. Uratowałeś jej życie.
Neji
nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. Nie chciał się
rozczulać, a jeszcze tego brakowało, by miał zacząć się zwierzać. Czuł po
prostu, że jest Inuzuce coś winien. A przecież tak naprawdę wystarczyło jedno
słowo, którego wypowiedzenie tak bardzo chciał odwlec. Złapał go wzrokiem i już
wiedział – Kiba nie uratował Hinaty z powinności, ale dlatego, że była dla
niego ważna.
Hyūga
widział, jak Kiba westchnął głęboko.
–
Neji, ja po prostu…
–
Dziękuję – przerwał mu stanowczym głosem, a następnie odwrócił się i odszedł.
Kątem oka zauważył, jak Kiba lekko się uśmiechnął.
_________________________________
Wróciłam! I to tuż przed drugą w tym semestrze sesją. Z racji zbliżających się egzaminów i wyjazdów terenowych, nie chcę obiecywać daty następnego rozdziału. Mam jednak napisaną miniaturkę obyczajową, którą mogłabym również wrzucić – nadal się waham, tematyka jest dość ponura – więc jeśli rozdział się długo nie pojawi, możecie się spodziewać krótszego tekstu, niezwiązanego z fanfikami.
Po raz kolejny zawdzięczam życie Skoi, która ma cierpliwość na becie – jesteś wspaniała.
Pozdrawiam cieplutko w ten pogodny, majowy dzień!
Brak komentarzy
Prześlij komentarz