10/17/2019

Miniatura: Nauczyciel rosyjskiego

 Siedzę i sam się w sobie nie mieszczę
Patrząc na swoje życie

— Jacek Kaczmarski 



Palce rozluźniły się. Usta rozchyliły i zadrżały. Patrzyła, jak noworodek wypada jej z rąk, ląduje na betonowej posadzce, uderza małą główką. Nie krzyknęła – przez lekko rozchylone wargi wydostawało się tylko powietrze. Widok krwi sprawił, że ręce się jej zatrzęsły. 
Otworzyła oczy, jakby przed sekundą wcale nie spała. Spojrzała na zegarek wskazujący wpół do czwartej. Podniosła się, by pójść do toalety, lecz od razu świat zawirował – nie była pewna czy to przez kolejny koszmar, czy to wina nadal krążącego w jej żyłach alkoholu. A może jedno i drugie? Nie miała czasu, żeby się nad tym zastanawiać. 
Otwierając drzwi, uderzyła nimi w stopę. Prawie się przewróciła na zakręcie korytarza, kiedy biegła do łazienki, trzymając za bolącą głowę. 
– Cholera, znów – zaklęła, gdy zarzygała sobie włosy. 

~*~


– Naprawdę sama sobie poradzę, to nie jest aż takie ciężkie – powiedziała, po czym przewróciła oczami na widok miny pod tytułem „nie udawaj, że nie chcesz pomocy”. – Przecież jestem dużą dziewczynką. 
Albert podszedł do niej i zmierzwił jej czarne włosy. 
– Oczywiście, że jesteś, gówniarzu. 
– Skończ już, bo za chwilę mnie zdenerwujesz. – Przewróciła oczami. – Mimo wszystko dzięki za podwózkę. O, już pociąg wjeżdża. Spotkamy się na święta, grzeczny bądź! 
Pocałowała brata w policzek i kliknęła przycisk otwierający drzwi. Miała szczęście, gdy zobaczyła, że tuż obok wejścia jest prawie wolna czwórka – siedział tam tylko jeden mężczyzna. Od razu zrzuciła ciężkie torby na siedzenie naprzeciwko, oparła zwiniętą w rulon mapę o ścianę i złożyła wysuniętą rączkę walizki, przy okazji przycinając sobie palec. Syknęła cicho pod nosem. Złapała bagaż, ledwo dając radę go podnieść. Już myślała, że nigdy go nie wsadzi na półkę, gdy poczuła, jak momentalnie staje się lekki. Delikatny zapach perfum podrażnił jej nos, a cień zasłonił docierające przez okno światło. Mężczyzna, który wcześniej siedział naprzeciwko, stał teraz nad nią i z dziwną gracją delikatnie odkładał jej walizkę. 
– Dziękuję pięknie – szepnęła lekko zawstydzona. Przygryzła wargę. To by było na tyle, jeśli chodzi o „naprawdę sama sobie poradzę”. 
– Coś jeszcze tam wrzucić? Może mapę? 
– Nie, mapa jest zbyt delikatna, wolę ją trzymać. Ale przydałoby się położyć tam laptopa. – Podała mężczyźnie czarną torbę, posyłając promienny uśmiech. – Dziękuję. 
Zanim usiadła, zsunęła kurtkę. Odłożyła ją na siedzenie obok, poprawiła dół czerwonej sukienki i przeczesała palcami grzywkę. 
– Co to za mapa? – zapytał nieznajomy, poprawiając okulary w prostokątnej oprawie. 
– Mapa Polski. 
– Jesteś nauczycielką? 
W pierwszej chwili pytanie zbiło ją z tropu, lecz po sekundzie zrozumiała. To stwierdzenie wydało się jej jednak dość absurdalne. Uniosła kącik ust. 
– Nie, studiuję. Skąd to skojarzenie? 
– Nauczyciele historii lub geografii często wożą ze sobą takie rzeczy. Sam jestem nauczycielem. – Miękki głos mężczyzny wydawał się ujmujący. 
– Czego uczysz? 
– Rosyjskiego. W szkole na Mokotowie. 
– Zupełnie nie moje zainteresowania. – Oblizała suche usta i spojrzała w okno. 
– A więc historia czy geografia? 
Na jej bladej twarzy zagościł uśmiech, choć w duchu przewróciła oczami. Jednak nie skończy czytać książki podczas podróży. Cóż za pechowy dzień… 
– Geografia. 
– A co przedstawia mapa? 
– Wodę. 
– Wodę? 
– Wodę. To mapa hydrologiczna. Ma ponad pięćdziesiąt lat i jest bardzo delikatna. 
– Chyba naprawdę cię to fascynuje, co? – Posłał jej uśmiech ukazujący rząd równych, białych zębów. Poczuła, jakby żołądek przewrócił się do góry nogami. 
Dziwne. 
– Też lubisz geografię? 
– Lubię, gdy ludzie mają pasję. 
Popatrzyła w okno. 


– Po prostu już mnie to denerwuje. Nie mogę słuchać o twoich studiach. 
– Dobrze wiesz, że mam teraz sesję. Przejmuję się ilością egzaminów. Przepraszam, jeśli cię to przytłacza. Mogłeś powiedzieć mi wcześniej. 
– Wolałem okazać ci wsparcie, ale od miesiąca nie mówimy o niczym innym. Nie chciałem cię denerwować. 
– Denerwować? Chyba rozmowa jest podstawą związku, prawda? Chciałabym wiedzieć, jeśli coś jest nie tak. Mów mi takie rzeczy, a postaram się to naprawić. 
– Dobrze, będę mówił. 
Przytulił ją, a ona poczuła, że jest dobrze. 


– Uczysz w liceum? 
– Nie, w podstawówce. 
– Nie wolałbyś pracować ze starszymi dzieciakami? – zapytała zaskoczona. Omiotła spojrzeniem jego dłonie – bardzo zadbane. I bez obrączki. 
– Zawsze wolałem te młodsze, niektóre naprawdę potrzebują pomocy. Uważam, że spełniam się jako nauczyciel. Cieszę się, gdy uczniowie robią postępy. 
– Czyżby instynkt tacierzyński? – Zaśmiała się i skubnęła skórkę przy paznokciu, by rozmówca nie skupiał się na jej rumieńcach. – Bo rozumiem, że… 
– Nie, nie mam i na razie nie planuję. Pracuję na dwa etaty, więc nawet na randki nie starcza mi czasu, a co dopiero na zakładanie rodziny. Rodzice i tak narzekają, że za rzadko ich odwiedzam. 
– Takie są uroki dorosłości. Ale skoro lubisz swoją pracę, to duży plus. Ważne jest, by robić w życiu to, co się lubi. – Przechyliła głowę w prawo i podciągnęła bransoletki, które się zsunęły z nadgarstka. Syknęła, lecz nie usłyszał.
– Lubię pracę z dziećmi, ale to nie oznacza wcale, że już chciałbym mieć swoje. Wydaje mi się, że mam jeszcze trochę czasu. Nie jestem aż tak stary. – Wyszczerzył zęby i oparł się, kładąc głowę na dłoni, a łokieć na podłokietniku. 

Miała nogi jak z waty, gdy wychodziła z toalety. Weszła do sypialni, usiadła na łóżku i się rozpłakała. 
– Nie martw się. Na pewno nie… 
– Okaże się za dwie minuty. 
Przesunął dłonią po jej włosach i założył je za ucho. Starł palcem łzę z prawego policzka. Uniósł jej głowę, przytrzymując brodę, po czym pocałował w czoło. 
– Dobrze wiesz, że co by się nie działo, jakoś sobie poradzimy. Chcesz, żebym to ja sprawdził? 
Nic nie mówiąc, kiwnęła lekko głową. Skubnęła skórkę przy paznokciu, powstrzymując się przed obgryzieniem. 
– Chyba ju-uż – szepnęła, a głos załamał się jej przy ostatniej sylabie. Przymknęła oczy. 
Wziął głęboki oddech i przysunął test. 
– Mówiłem. Negatywny. 
Podniosła wzrok i dopiero teraz zauważyła, jak bardzo trzęsły mu się ręce. Ucisk w gardle momentalnie ją opuścił, a po policzkach polały się łzy ulgi. Gdy utonęła w jego ramionach, czuła się bezpiecznie. W tamtej chwili była pewna, że niezależnie od sytuacji, zawsze przejdą przez wszystko razem. 

– Nic dziwnego, że dzieci w podstawówce nie zdają. Zdarza się to rzadko, ale jednak zdarza. Lecz lepiej, żeby powtarzały klasę, niż miały później dużo większe problemy. 
– Jasne, bez podstaw ani rusz. Oblanie roku to druga szansa dla dziecka. – Pokiwała głową i przeczesała czarne włosy. – A co lubisz w swojej pracy poza uczeniem? Może wyjścia w teren? Rady pedagogiczne? 
– Chyba najbardziej organizowanie wydarzeń szkolnych. – Poprawił okulary. – Jakieś teatrzyki, konkursy talentów, a nawet dyskoteki. 
– Czy chłopcy w tym wieku nie wolą podpierać ścian? – zaśmiała się. 
– Starsi tak, ale młodsi potrafią się dobrze pobawić. Choć wolą hity typu Despacito niż muzykę, którą ja lubię. Czy ktoś z podstawówki potrafiłby zaśpiewać jakąś piosenkę Lady Pank albo Łez? Zostawcie Titanica, nanana, nanana… 

Ściszył radio, w którym akurat leciała piosenka zespołu Hey. To była ich ulubiona. 
– Nie chcę, żebyś się z nim widywała sam na sam. 
– Przecież wyszliśmy tylko na piwo. Porozmawialiśmy, odprowadził mnie do domu, bo było późno i nic więcej się nie wydarzyło. 
– Ale mogło. 
– Wspominaliśmy stare czasy i opowiadaliśmy sobie, co nowego się u nas działo przez ostatnie dwa lata… 
– Lepiej, żebyście nie wspominali tych czasów za mocno. – Skrzywił się. 
Przewróciła oczami. 
– Spotykałam się z nim sześć lat temu i prawie nic nas nie łączyło! Jesteśmy dorośli i mamy wspólnych znajomych, jak miałabym się do niego nie odzywać, jeśli robi to pierwszy? 
– Proszę cię tylko, żebyś ty się nie odzywała pierwsza do niego. I unikała spotkań w cztery oczy. Ja się z moją byłą nie spotykam – mówiąc to, zgasił swojego marlboro. 
– Dobrze, obiecuję. 

– Więc do czego wykorzystasz mapę? – zapytał. Postukał skroń palcem wskazującym dłoni, na której opierał głowę. 
– Powieszę na ścianie. – Wzruszyła ramionami. 
– Tylko? A po co są takie mapy w praktyce? 
– Do wielu rzeczy. Na przykład możesz na podstawie mapy z hydroizobatami określić, gdzie grunt nie nadaje się pod budowę przez zbyt wysokie stany wody gruntowej. 
– Robiłaś takie projekty? 
– Jasne, nawet mam gdzieś ich zdjęcie. Zaraz ci pokażę. 
Wyjęła telefon, włączyła galerię i przeglądała fotografie. Przewijała jedną za drugą, szukając odpowiedniej. Palec się zatrzymał, sam, niekontrolowany, gdy trafiła na tę – zielona dolina, wysokie, ostre szczyty Tatr, prawie bezchmurne niebo i oni, brudni, spoceni, z zaczerwienionymi policzkami, splecionymi dłońmi. Tak po prostu. 
Przewinęła szybko następne zdjęcie. 
– Patrz, to jest to. Te linie łączą punkty o tej samej głębokości. 

– Pozwoliłam ci się z nią spotkać, żeby porozmawiać, ale nie wiedziałam, że potrwa to sześć godzin i że nie będziesz w tym czasie dawał znaku życia! 
– Przecież rozmawialiśmy, miałem siedzieć na telefonie? Nie widziałem jej prawie dwa lata. 
– Może jednak było lepiej, gdy się z nią nie widziałeś. Nie rozumiem w ogóle, czemu jej odpisywałeś przez ostatnie parę tygodni. 
– Dobrze wiesz, że nie chcę do niej wrócić. Zresztą to ona pierwsza pisała. 
– Proszę cię, żebyś więcej się z nią nie spotykał. 
– Nie będę, ale robisz awanturę o nic. Ty się z tamtym spotkałaś… 
– Raz, na początku naszego związku. I nigdy z nim nie byłam, a ty spędziłeś z nią trzy lata. 
– To żaden argument. Ale skoro chcesz się kłócić o takie bzdury, to jaki jest sens… 

– O, następna stacja moja. Rety, strasznie szybko minęły mi te dwie godziny podróży. 
– Już wysiadasz? Szkoda, ja na następnej. Pomogę ci. 
Wstał i zdjął bagaże, gdy zakładała kurtkę. Znów stał blisko i znów dotarła do niej delikatna woń perfum. Uniosła kącik ust i przymknęła na moment oczy. 
Pociąg zaczął zwalniać. Mężczyzna podał jej rzeczy, więc zarzuciła torbę na ramię, chwyciła walizkę, laptopa i mapę. Będąc gotową do wyjścia, chciała podziękować za rozmowę, lecz nagle roześmiała się, unosząc brwi. 
– Co cię tak śmieszy? 
– Wiesz, zdałam sobie sprawę, że rozmawialiśmy przez całą drogę, a ja nawet nie znam twojego imienia. 
– Wiesz, ja twojego też nie – odparł. Uśmiechnął się tajemniczo i potarł zarost. Wyglądał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. 
Pociąg się zatrzymał, drzwi otworzyły, a ludzie zaczęli wysiadać. 
– Udanego dnia! – krzyknęła jeszcze i wyszła na peron, przechylając się na lewo przy podnoszeniu walizki. Spojrzała na pociąg i zobaczyła mężczyznę przez okno. Wyszczerzyła zęby. 
Rety, muszę wyglądać naprawdę komicznie obładowana bagażami. 
Odpaliła papierosa i ruszyła w stronę przystanku. I cholera, autobus właśnie jej zwiał, a następny był dopiero za dwadzieścia minut. Włożyła słuchawki i włączyła piosenkę zespołu Hey. Wydmuchując dym, patrzyła się na to miejsce parkingowe, z którego ponad dwa miesiące temu odjeżdżali srebrnym volvo. Zagryzła wargę, lecz czując po chwili metaliczny smak krwi, pociągnęła jeszcze raz swojego marlboro. Nie lubiła marlboro. Przy filtrze zgasiła go w śmietniku obok i wyrzuciła peta. 
W drodze do mieszkania raz jeszcze sprawdziła swoje wiadomości SMS, czując ucisk w gardle, lecz znów nie dostała nic nowego. Przewróciła oczami. 
Przecież się tego spodziewałaś, głupia. 
Pod blokiem wyciągnęła kolejnego papierosa. Wyszukała numer do przyjaciółki. Kciuk sam zatrzymał się nad ikoną zielonej słuchawki. Mógłby drgnąć, przecież to tylko pół centymetra. Zakręciło jej się w głowie. Drgnął. Nawiązywanie połączenia. Czerwona słuchawka. Bo w sumie co miałaby jej powiedzieć? Przecież minęły już dwa miesiące. 
Znów zacisnęło jej się gardło. 
Nie dość, że ciężar bagaży coraz bardziej dawał jej się we znaki, to jeszcze torba zsunęła się z ramienia, gdy podnosiła walizkę na schodach. No tak, oczywiście klucze zagubiły się gdzieś na dnie wypchanej torebki. I jeszcze ta wsuwka, która ukłuła ją w palec, kiedy lawirowała ręką w torbie między szczotką do włosów a portfelem. Odetchnęła głęboko i złapała za gardło, przytrzymując na nim dłoń. Gdy tylko otworzyła drzwi, zostawiła rzeczy w korytarzu i pobiegła do łazienki, by zwymiotować. Przynajmniej tym razem włosy pozostały czyste. Patrząc w lustro, starła ślad krwi z popękanych ust. 
Po rozpakowaniu rzeczy otworzyła duże pudełko w kwiatki w poszukiwaniu leków. Trzymała przez chwilę białe, okrągłe opakowanie z tabletkami, by zaraz odłożyć je na swoje miejsce. Skubnęła skórkę. Sięgnęła do szafki po butelkę ulubionego Heinekena, położyła się na łóżku, włączyła serial na Netfliksie. Zdjęła z nadgarstka bransoletki. Powąchała poduszkę, wmawiając sobie, że nadal czuje jego zapach. Popatrzyła kolejny raz na oprawione w ramkę zdjęcie stojące przy łóżku, wzięła duży łyk piwa i obróciła w palcach żyletkę. 

______________________________________________________

Witam was miniaturą – dość smutną, idealną na jesienne wieczory.
Rozdział będzie, gdy go napiszę, a że praca licencjacka czeka, może to potrwać.
Love, For

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Niah | Akinese | Credits: X, X