3/02/2021

Dziewiątka


– Apsik! – kichnął Neji, gdy starty przed chwilą z księgi kurz wkradł się mu do nosa. 
Cholera, czy tutaj nikt nie sprzątał? Jak można było cokolwiek znaleźć, żeby się nie pochorować? Przetarł nos brzegiem dłoni i zerknął na brązową, skórzaną oprawę. Otworzył tom i przekartkował, rzucając wzrokiem na tytuły rozdziałów. Cholera. Cholera, cholera! Czemu biblioteka rodowa nie ma jakiegoś spisu ksiąg z krótkim opisem? Albo zbiory nie są poukładane tematycznie, tylko alfabetycznie? Kretynizm. 
– Jak tak dalej pójdzie, spędzę tu następne dziesięć lat – fuknął pod nosem. 
Wyciągnął jeszcze raz tom, który oglądał dzień wcześniej. Z drugiej strony stolika położył otworzoną księgę rodową z drzewem genealogicznym. Zerknął na pogięty skrawek kartki z danymi. 

08.01 – Hyūga H. 30/31 – 27.01-17.05 – B RhD+

Tak, to pierwsze to data. Zwrócił uwagę już wcześniej – urodziny jego ojca i wuja. Zresztą ich okienka z ryciną były podpisane. Tylko o którego z nich może chodzić? Zerknął jeszcze raz na drzewo genealogiczne, ale nic więcej z niego nie wyczytał. I Hiashi, i Hizashi to imiona na H, więc skrót nie mówił za dużo. Hmm… a co mogło oznaczać 30/31? To jakiś adres? Numer dokumentów? Po Tsunade można było się spodziewać wszystkiego. Cały ten napis wyglądał dziwnie znajomo… Okej, następne to znów jakieś daty. Może też urodziny? Nie, bez sensu. 
Neji westchnął, pocierając czoło. Od siedzenia drugą godzinę oraz schylania się do półek z tomiszczami bolały go plecy. Splótł palce dłoni i wyciągnął ręce do góry, napinając mięśnie. Przez te całe poszukiwania odpuścił dzisiejszy trening. Ciało domagało się odrobiny adrenaliny i potu. Jeszcze tylko parę minut… 
Ostatnia dana to grupa krwi. Coś było z nimi nie tak. Albo spis mógł się mylić, wkradł się jakiś błąd. Przydałyby się akty urodzenia dla porównania czy coś takiego. Poza tym ta historia z Hikari w Kraju Fal…
To musiała być jakaś grubsza sprawa. 
Stara sprawa. 
A starą sprawę rozwiązać mogła najstarsza osoba z rodu – dziadek. Na pewno będzie coś wiedział. O ile czymkolwiek by się podzielił. Neji wpatrywał się jeszcze chwilę w rozłożone papier i księgi, stukając palcem wskazującym brodę. Nie, to byłaby ostateczność. Nie mógł ryzykować w tej chwili. Mógł za to poszukać gdzieś indziej. Wpadł na pomysł. 


Kiba uważał, że to niesprawiedliwe. Wszyscy mieli go, kurczę, gdzieś. Pieprzony Kakashi, czy on nie mógł chociaż powiedzieć komuś w szpitalu o tym, kto może wchodzić do sali szpitalnej Hinaty, zanim wyruszył na misję? No tak, pod nieobecność Shizune wszystko się waliło. 
– Oczywiście nikt nie pomyślał o biednym chłopaku, który uratował pannę Hyūga. No bo po co? Och, tak, Akamaru, wybacz, i o wspaniałym psiaku! 
Pogłaskał psa idącego u jego boku ciasną uliczką między czyimiś ogrodzonymi podwórzami. Zacisnął usta. 
Przecież to takie proste, biegać od jednej osoby do drugiej, by dowiedzieć się czegokolwiek. I kto wreszcie udzielił mu informacji? Pieprzony Neji. I to jeszcze z jaką łaską. Samolub jeden. Kiba zacisnął pięść i uderzył w wieko śmietnika stojącego przy płocie. Skrzywił się, gdy usłyszał miauknięcie kota siedzącego w środku. Przewrócił oczami. Pieprzony supersłuch. Akamaru szczeknął. 
Świst. 
Kiba zatrzymał się. Kunai wbił się w ziemię tuż przed jego stopą. Więc stąd reakcja Akamaru. Że też sam nie wyczuł, że ktoś go obserwuje. To na pewno wina tego kota ze śmietnika… 
– Uważaj, jak chodzisz. Łatwo cię podejść. 
Na gałęzi drzewa wystającej nad płotem siedziała Tenten, obracając w dłoni drugiego kunaia. Zwinnym ruchem zeskoczyła na ziemię, po czym stanęła obok Kiby. Akamaru szczeknął. 
– Czy to ładnie tak atakować kolegę po fachu? – warknął Inuzuka. Pieprzony Neji, pieprzony kot i pieprzona Tenten. Normalnie by go nie podeszła… 
Na twarz dziewczyny powoli wkroczył uśmiech. Dziwne – oczy pozostały zimne. 
Kiba się spiął, lecz wtedy złapała się rękami pod boki, odwróciła i rzekła:
– Idziesz? Przespaceruję się z tobą. Mam tu też coś…
Akamaru szczeknął i zaparł się, ale wyciągnęła z kieszeni smakowitą kostkę. Psiak ruszył biegiem, kiedy rzuciła smakołyk przed siebie. Złapał go w locie i niemal od razu połknął. 
Ta to wie, jak zaskarbić sobie sympatię. Kiba przewrócił oczami i ruszył za pozostałymi. Nie było mowy, żeby Tenten przyszła bezinteresownie się z nim przejść – w cuda to on nie wierzył. Ale… skoro była w drużynie Nejiego… Kumplują się, pewnie jej powiedział coś o Hinacie? Trzeba tylko wydobyć z niej informacje. Pod przykrywką. 
– Jak wasze treningi? – zapytał, doganiając ją. 
– Dobrze. Ostatnio pokonałam Lee w sparingu. 
Ona? Lee? Kibie ciężko było w to uwierzyć. Lee był szybszy, technika Tenten sprawdzała się bardziej w ataku na dystans. 
– Gratuluję. A… z Hyūgą ci się nie udało? – Przysiągłby, że ujrzał blask w jej oczach. Rysy twarzy się wygładziły. 
– Z Nejim? Żartujesz sobie. Oprócz Naruto podczas egzaminów nikt z naszego pokolenia ani razu go nie pokonał. To mistrz – westchnęła. 
Kibie wydało się, że wymówiła te słowa z jakąś szaleńczą ekscytacją. 
– Tak, jest dobry. 
Ale nie niepokonany. Kiedyś się przekona. Wszyscy się przekonają! 
– Myślałem, że po tym wypadku… no wiesz… – potarł ręką kark – jak Hinata została okaleczona na misji, to że on może będzie… rozkojarzony. 
Wędka zarzucona. Nabij się na haczyk, Tenten. No dalej. 
– Hmm… nie. Jest bardziej zdeterminowany. Dopóki Hinata się nie wybudzi, raczej nie ma na to szans. Może po tym się właśnie rozkojarzy i w końcu podetnę mu nogi. – Uśmiechnęła się. 
Kiba prawie uwierzył, że szczerze. Pieprzona Tenten nic nie wiedziała. Zmrużył oczy. 
– A jak stan Hinaty? Kurenai wam coś mówiła? – zagaiła. – Albo może… Neji? Rozmawialiście wczoraj, przypadkiem widziałam was w barze – rzuciła od niechcenia. 
O co jej chodzi? Kiba wciągnął głęboko powietrze. 
Spojrzała na niego i… przysiągłby… na duchy przodków! 
– Podoba ci się Hyūga? Niezłe podchody. – Przewrócił oczami. Pieprzony Neji. Najlepiej wszyscy się pieprzcie. To nie czas na pomaganie w podbojach miłosnych! 
– Trochę. Chciałabym mu zaimponować w rozmowie… no wiesz… Hinata to jego siostra. Gdybyś zdradził mi coś o niej, może miałabym szansę z nim pogadać o prywatnych sprawach. 
Mina Kiby chyba go zdradziła. Pewnie nie wyglądał na przekonanego, bo Tenten kontynuowała: 
– No wiesz, ciągle się przejmuje Hinatą, bo są rodziną. Pomyślałam… okażę mu w ten sposób wsparcie. – Spuściła wzrok. Zawiał wiatr, przerzucając pasmo jej grzywki na drugą stronę. 
Głupi, głupi Kiba! Jak mógł nie zauważyć, że Tenten jest po prostu zabujana? Przeczesał palcami włosy i westchnął. Akamaru szczeknął – wypatrzył ptaka na drzewie, który nic nie robił sobie z jego prób wskoczenia na gałąź dwa metry wyżej. 
– No w sumie… to… Tenten. Wiem coś, ale nie mów na razie nikomu. Obiecaj! – Kiba wskazał na nią palcem, jakby próbował jej pogrozić. 
– Tak jest! Znaczy się – ściszyła głos – obiecuję. 
– Hinata… się wybudziła. 
– Napra…
– Ciii! Nie mów nikomu, czaisz? Nie można pozwolić, by wpadł tam tłum odwiedzających. Musi wypoczywać, jest jeszcze słaba. – Rozejrzał się w prawo i w lewo. Prawie nikogo nie było; tylko jakiś dzieciak z lizakiem przebiegał blisko sklepu, nie zwracając na nich uwagi. – No ale przynajmniej możesz pocieszyć Hyūgę, że skoro się obudziła, to już jest dużo lepiej i liczysz na jej szybki powrót do zdrowia, bla, bla, bla. Wiesz, co mówić. 
– Kiba, dziękuję! – krzyknęła i pocałowała go w policzek. 
– Powodzenia! – Puścił do niej oko. 
Kiwnęła głową i pobiegła w stronę chyba posiadłości Hyūgów. Szybka z niej panna. Kto wie, może właśnie Kiba pomógł poczynić krok w stronę zbudowania pięknego związku? 
Ruszył za Akamaru, gwiżdżąc pod nosem. 


– Cześć. Słyszałam, że się wczoraj wybudziłaś – powiedziała Shizune, wchodząc z teczką do sali szpitalnej. Spojrzała na dokumenty będące w środku i przypiętą do łóżka kartę z zapisem podawanych leków. 
– Shizune! Miło cię widzieć. – Hinata delikatnie się uśmiechnęła.
– Jak się czuje nasza pacjentka? – zapytała, zmieniając kroplówkę. Dotknęła czoła dziewczyny; było chłodne. Dobrze, lekarstwa działały. 
– Całkiem nieźle, choć nie mam apetytu i chyba jestem osłabiona. Mogłabyś mi podciągnąć poduszkę trochę wyżej? Dziękuję. 
Shizune pomogła Hinacie i zmierzyła jej ciśnienie. Całkiem nieźle, praktycznie w normie. Jeśli ten stan się utrzyma, już wkrótce będzie mogła zostać przeniesiona do posiadłości, jak prosił Hiashi. I tak zapewniłby najlepszą domową opiekę medyczną. Mała miała szczęście. 
– Chciałam ci podziękować. Słyszałam, że to ty stworzyłaś odtrutkę, która uratowała mi życie. – Hinata założyła pasmo włosów za ucho. – Ojciec mi powiedział, był wczoraj wieczorem. – Spuściła wzrok. – Wiesz, zastanawiam się, co… co by było, gdybym… gdybym jednak umarła. Czy oni… ojciec… Hanabi… no i Neji…
– Hinata, spójrz na mnie. – Shizune westchnęła i posłała jej uśmiech, gdy złapały się wzrokiem. – Jesteś bezpieczna. I zdrowiejesz. Hanabi, Neji i twój ojciec wciąż zawracali nam tyłek, pytając co chwilę, czy twój stan się poprawia, a po zabiegu odwiedzali cię. Nie myśl o tym, co by było, gdybyś umarła. – Złapała ją za ciepłą dłoń i lekko ścisnęła. – Oni wiedzieli, że nie umrzesz. 
– Dziękuję, Shizune – odparła, a w oczach zalśniły łzy. 
Biedna mała. Nawet w obliczu śmierci przejmuje się opinią klanu…
– Nie płacz. Za godzinę przyniosą ci obiad. Skromny, ale musisz jeść, by odzyskać siły. 


Całe tony piasku. To się już zrobiło nudne. A suche, piekące usta – wkurzające. 
– Kankurō! – krzyknęła Temari i pobiegła wyściskać brata. 
Pewnie czuł jej zapach. Zawsze ładnie pachniała. To dziwne, że ludzie z Suny ładnie pachną. Przecież na tym słońcu można się ugotować… Ehh. 
– Cześć – rzucił Shikamaru, gdy podszedł bliżej. 
– Witajcie. Gaara się niecierpliwi. Co prawda obiecałem, że zaprowadzę was prosto do niego, ale zupa tofu jest już gotowa i poprosiłem, byście mogli najpierw zjeść. Cóż, udało mi się wyprosić posiłek podczas spotkania. Trzeba było iść na kompromis. – Wzruszył ramionami. 
Temari uśmiechnęła się, a oczy jej rozbłysły. Kankurō uniósł palec. 
– I to wcale nie dlatego, że nasz braciszek równie mocno, co siostrzyczka, kocha tę zupę! 
– Wolałbym – odchrząknął Shikamaru – najpierw napić się wody… 
– Niestety możesz jedynie zajść do sklepu lub poczekać, aż wejdziemy do budynku administracyjnego. 
Shikamaru sięgnął do pustej kieszeni i wywrócił ją na lewą stronę. Jęknął. Sądził, że mają wystarczającą ilość prowiantu na drogę i nie wziął pieniędzy. Temari przewróciła oczami. 
– Spokojnie, jesteśmy już blisko. Chyba wytrzymasz te pięć minut drogi? – zapytała i zaśmiała się. 
Jeśli to miało być pytanie retoryczne, wcale a wcale nie było śmieszne. 
– Łatwo ci mówić – wyszeptał, zostając nieco z tyłu. 
Kankurō i Temari wzięli się pod rękę i szli raźnym krokiem przed siebie. Shikamaru rozglądał się z zaciekawieniem. Nie miał szansy zgubić pozostałych – ulice Suny nie były tłoczne. Wyciosane niczym z kamienia bloki domów górowały nad jego głową. Wysokie, zwykle okrągłe budynki były zbawieniem dla chłopaka – dawały cień, dzięki czemu słońce aż tak nie raziło w oczy i nie powodowało, że pot spływał mu z czoła jak wcześniej, przed wkroczeniem do Suny. 
Gdzie wszystkich wywiało? 
Odpowiedź pojawiła się dość prędko – przechodząc obok targu zajmującego całą długość, Shikamaru szybko wciągnął powietrze ze świstem, rozdziawiając usta. 
– Człowiek na człowieku – mruknął.
– Och, tak. Dwa razy w tygodniu mamy wielki dzień targowy, kiedy to przywożą nam tony świeżych warzyw z sąsiednich wiosek. Wiesz, na pustynnym piasku plony nie są za duże. – Temari wzruszyła ramionami. 
Chyba nie polubię Suny. 
Jakby na potwierdzenie tej myśli skrzywił się, gdyż wiatr, który właśnie zawiał, wepchnął mu trochę piasku do ust. Shikamaru wypluł go z odrazą. 
Za to uśmiechnął się z rozkoszą, kończąc drugą szklankę wody przed wejściem do biura Kazekage. Przynajmniej nie trzeszczały mu już zęby od pyłu. 
– Przynieście więcej. Kolega z Liścia jest nieprzyzwyczajony do ciepłego klimatu – rzuciła Temari, chyba żartem, ale kobieta z tacą i tak poszła po wodę. Kankurō wyszedł razem z nią. 
Shikamaru z Temari weszli do gabinetu. Nara stwierdził, że nie różni się on zbytnio od przeciętnego biura z biurkiem i papierami, widywanego co rusz w budynku administracyjnym Konohy. Czemu się dziwił? Przecież nie spodziewał się niczego innego. 
– Witajcie. – Gaara wstał i powoli wyszedł zza biurka. Shikamaru zapomniał, że jest on taki niski. Przekręcił głowę na bok. 
Hmm… A może to ja urosłem? 
Temari przytuliła brata. Po chwili wszedł Kankurō i ta sama co wcześniej kobieta z dzbankiem wypełnionym wodą. Nieśli też miski z parującą zupą. Co jak co, ale po drugiej dokładce Shikamaru wiedział, że nigdy nie jadł tak pysznej zupy tofu. 
– Jest rewelacyjna – powiedział. 
Kankurō skłonił się z uśmiechem. Kobieta zabrała miseczki i wyszła, a Temari rzekła: 
– Gaara, czas porozmawiać o sytuacji Suny i Liścia. – Podała mu zapieczętowany pergamin. – Polecam, abyś to przeczytał i przekazał w ręce najbardziej zaufanego medyka. To odtrutka, która uratowała życie Hinaty Hyūgi. Jak sprawy w Sunie?
Gaara przejrzał dokumenty. Zmarszczył czoło, gdy dotarł do końca. 
– Mamy dwóch zainfekowanych. Zostali napadnięci wczoraj, wracając z Iwagakure – przerwał i podrapał się po policzku. – Dobrze, że Piąta wysłała ninja z tą odtrutką do innych wiosek. Zastanawia mnie tylko, co zrobimy, jak napastnicy się dowiedzą, że mamy lek i zmienią skład trucizny. – Westchnął. Wpatrzył się w jakiś punkt za oknem. Próbował wyglądać na myśliciela czy co? Miał na to trochę za mało lat… – Na razie nie mamy się czym martwić. Z tego, co wiem, Konoha wysłała już kogoś na misję odnalezienia i wstępnej obserwacji sprawców. 
– Kogoś z ANBU? – spytał Kankurō, podpierając się łokciem o blat stolika. 
Shikamaru wziął łyk wody – wciąż czuł suchość w gardle – i powiedział: 
– Lepiej. Byłego kapitana ANBU. 
W pokoju zapadła cisza. Po chwili przerwał ją Gaara:
– Miejmy nadzieję, że Hatake sobie poradzi – rzekł, choć Shikamaru wyczuł w jego głosie nutkę zawodu. I skąd, do diaska, Gaara wiedział, że chodzi o Kakashiego? 
Temari spojrzała na młodszego brata i uniosła brew. Ten odparł: 
– Informujcie mnie dalej o wszelkich wydarzeniach. Podwoimy straże… 
– Przecież ci dziwni… nie wiem, jak na nich mówicie… atakują poza wioskami, w trasie, ukryci w drzewach – odparł Kankurō. 
– Bezpieczeństwo mieszkańców jest najważniejsze – powiedział Kazekage. Odwrócił się do Temari i Shikamaru. – Odpocznijcie dzień i wracajcie do Konohy. Gdy dotrą wieści od Hatake, wolałbym usłyszeć je osobiście. Nie ryzykujmy z jastrzębiami. W razie czego Suna jest gotowa do współpracy. 
Shikamaru odstawił pustą szklankę. 


Neji obudził się z bólem głowy. Śniło mu się, że próbował trenować, jednak nie miał siły podnieść nóg, żeby zrobić choć krok. Po wielu próbach przewrócił się, uderzając głową o kamień – to go właśnie obudziło. Nie był pewny, czy ból pochodzi ze snu czy też istniał jakiś inny powód, ale prysznic to zdecydowanie najlepsze lekarstwo uśmierzające. 
Wychodząc na poranny trening, stwierdził, że czas dosypać ziarna Raito. Wybrał się do altany, jednak nie zauważył jastrzębia, a miseczka była prawie pełna. Uśmiechnął się. 
Zerknął na pnące się po kamiennych kolumnach róże. Hinata lubiła róże. Lubiła przychodzić do tej altany, karmić Raito i zachwycać się zapachem. Jej ulubione to fioletowe, rosnące w kącie ogrodu, tuż za barierką. Zawsze kochała ten kolor. Gdy byli mali, Hikari często wplatała jej fioletową różę we włosy, wcześniej oczyszczając ją z kolców. Hinata co roku nosiła te same róże na grób matki w rocznicę śmierci. I wciąż wplątywała je we włosy. 
Kiedyś Neji nie wytrzymał i zapytał ją, czemu to robi. 
– Te róże nie kojarzą mi się z żałobą. To symbol. Gdy je noszę, czuję, że matka jest przy mnie – odpowiedziała, obdarzając go delikatnym uśmiechem. 
Pasowały jej te róże. 
– Nie martw się, nie jest głodny – rzekła Hanabi, stojąc w wejściu. Przysiadła się na ławce do Nejiego wpatrzonego w róg ogrodu. 
– Dziękuję, że go nakarmiłaś. 
– Drobiazg. – Huśtała nogami w powietrzu. Patrzyła przed siebie. – Odleciał parę minut temu. 
Miała prosty nos, identyczny jak Neji, Hiashi i Hizashi. Przez wąskie usta i sięgające uszu wytapirowane włosy wyglądała chłopięco. Była do niego bardzo podobna – mogliby być rodzeństwem. Hinata wyglądała inaczej. Przypominała matkę z każdej strony. W przeciwieństwie do Hanabi miała bardzo jasną skórę – po Hikari – i pełne usta. Gdy się rumieniła, było to zawsze mocno widoczne. Po matce… właśnie… Kurwa! Jeśli to nie błąd? Czyżby Hikari… 
– Ojciec był wczoraj wieczorem u Hinaty. Ja też. Cieszę się, że się wybudziła, Neji. Mówiła, że już rozmawialiście. – Potarła dłonią ramię. 
– Tak – odparł. Spojrzał w dal. 
– Ojciec prosił samą hokage, żeby przenieśli Hinatę jak najszybciej do domu. Załatwi jej tu opiekunkę i w ogóle. Żeby mieć ją na oku, no wiesz…
– A co cię martwi? – spytał. Złapali się wzrokiem. 
– No… martwię się, że ojciec będzie chciał jak najszybciej ściągnąć ją z łóżka, żeby trenowała. Nie chcę, żeby jej to zaszkodziło. 
Neji pokręcił głową. 
– Obiecuję ci, że zadbam, by tak się nie stało. 
Łatwo było złożyć tę obietnicę. Hiashi już uprzedził go na tyle, ten że nie miał się czym martwić. 
Pozostawały tylko pytania – co zrobiła Hikari i kto jeszcze jest w to zamieszany? 


Biblioteka Konohy. Czemu wcześniej na to nie wpadł? Jedyne miejsce, gdzie mógł znaleźć informacje poza biblioteką rodową. Przemyślał pomysł z pójściem do dziadka, jednak na tym etapie to byłoby niebezpieczne, a nie sprawdził wszystkich innych dostępnych źródeł dostatecznie skrupulatnie. 
Pchnął duże, niebieskie drzwi i wszedł do środka. Tu pachniało inaczej niż w posiadłości – nie czuć było kurzu i stęchlizny. W przeszłości lubił ten zapach. Starszy mężczyzna za biurkiem uśmiechnął się, kiwając głową na przywitanie. Neji również skinął i ruszył wzdłuż regałów. Nie były one wysokie, ale znajdowało się ich sporo. Jeden przy drugim, ustawione równolegle. 
Sam nie wiedział, od czego zacząć. Klany, rozpocznie od czegoś o klanach z Konohy. Przeszedł do odpowiedniego działu i przejechał palcem wskazującym po półce. Brak kurzu. Neji uniósł kąciki ust. 
Wyciągnął kilka tomów o obiecujących nazwach jak Historia: Uchiha, Hyūga, Aburame i Akimichi czy Hyūga kiedyś i dziś – o sile władców Byakugana. Przejrzał też parę innych i te najbardziej obiecujące zabrał ze sobą do stolika. Nadszedł czas na wertowanie – robotę, którą wykonywał co dzień od kilku dni. To zaczynało być nużące. Nagle poczuł się jak za czasów akademii. Był najlepszy nie tylko dlatego, że miał talent – dużo czasu spędzał nad książkami. Wręcz chłonął wiedzę jak gąbka. Często przesiadywał przy tym właśnie stoliku, mając obok stertę ksiąg i termos z herbatą (zabraniano pić z filiżanek), i czytał. Po odebraniu dyplomu rzadko tu zaglądał. A szkoda.
Właśnie zdał sobie sprawę, jak bardzo tęsknił za tym miejscem. Uśmiechnął się i przewrócił następną stronę, skupiając uwagę na szorstkiej fakturze żółtego papieru. Ponowił czynność z kolejną i kolejną kartką, aż odłożył tom i wziął się za już chyba czwarty. Po blisko godzinie odłożył wszystkie – nie znalazł kompletnie nic, co by go zaciekawiło. 
Chciał szepnąć cholera, ale dziwnie mu nie pasowało to przekleństwo. Czuł się dobrze, spokojnie. Wrócił tu, do książek. Tu, gdzie – zaszywając się w kącie – nikt go nie oceniał. 
W tym momencie zapragnął na chwilę oderwać się od rzeczywistości i znaleźć coś dla siebie. Skierował się w stronę regałów z kryminałami – w końcu który ninja ich nie lubi? Przeszedł do głównej alejki i skręcił do działu z beletrystyką. Wybrał jedną z książek zachęcającą krótkim opisem na tyle okładki. Ta by się spodobała Hinacie. Często pożyczał jej kryminały z wątkiem romantycznym, a potem siadali razem na parapecie w oknie jej pokoju i rozmawiali na temat fabuły, bohaterów czy punktu kulminacyjnego. Lubił te wieczory – gdy o nich myślał, robiło mu się dziwnie ciepło w środku. Ruszył w drogę powrotną do ulubionego stolika. Rzucił okiem na mini-biografię autora i… 
Auć!
Chwycił za regał. Zatrząsł się. 
– Uważaj! 
Neji nie musiał łapać dziewczyny, z łatwością odzyskała równowagę. 
– Tenten. Nie sądziłem, że cię tu spotkam – powiedział. Nie kojarzył, by za czasów akademii często tu bywała. Może to się zmieniło? 
– Czytasz dla relaksu między treningami? – Wskazała na powieść w jego rękach. 
– Tak, choć dawno tu nie byłem. A ty… uczysz się? – zapytał, zerkając na książkę w dłoniach Tenten, która w tym momencie zasłoniła tytuł, jednak Neji zdążył go przeczytać chwilę wcześniej. – Rośliny wykorzystywane w eliksirach leczniczych: zbiór dla zaawansowanych. 
– Nie no, ja… chciałam się poduczyć. Nigdy nie wiesz, co może przydać się w czasie misji. – Uśmiechnęła się nerwowo. 
Ta, jasne. 
– Właściwie to chciałam z tobą porozmawiać – rzekła. – No bo wiesz… 
Neji zerknął na swoją książkę. Nie wiedział czemu, ale miał wrażenie, że gdy ją brał, okładka wyglądała trochę inaczej. Zatrzęsły mu się ręce. Przy dwóch postaciach stojących na tarasie małego domku wyrastał krzew czerwonych róż. 
– …wpadłam na pomysł… 
– Wybacz, Tenten – przerwał. – Muszę iść. 
Szybkim krokiem podszedł do biurka starszego bibliotekarza, wypożyczył książkę i ruszył w stronę posiadłości. Już w drodze zaczął czytać. 


Wchodził po schodach szybko, lecz bezgłośnie. Czuł zapach leków unoszący się w powietrzu. Zmarszczył nos. Było późno i to cud, że Shizune się zgodziła na te odwiedziny – zaznaczając, że Hinata może już spać i że nie należy jej budzić o tej porze. Ale go wpuściła. Pewnie widząc, co Neji trzyma w rękach, rozczuliła się. Kobiety chyba już tak mają. Skręcił w lewo w stronę sali szpitalnej. 
Skończył czytać książkę w dwie godziny i już był pewien – na pewno wpasowałaby się w gust Hinaty. Nie wiedział, czy wolałby zastać ją śpiącą czy jeszcze nie i musieć z nią rozmawiać. Był gotowy, by ją przeprosić po ostatniej kłótni? Gdy o tym myślał, czuł, że go mdli. Skrzywił się. Wchodząc do sali najciszej jak potrafił, zobaczył, że Hinata śpi. I tak mu ulżyło. Słyszał jej miarowy oddech, widział unoszącą się klatkę piersiową. Podszedł i usiadł na skraju łóżka. 
Była… piękna. 
Rozczochrana, spocona i piękna. I gdy to przyznał sam przed sobą w duchu, ucisk w gardle zelżał. 
Neji poczuł, jak po jego ciele rozchodzi się ciepło. Po plecach przeszedł dreszcz. Chciał złapać ją za dłoń, lecz cofnął rękę. Cholera, ile już razy ją cofał…? 
Przymknął oczy. Durne, brudne myśli. Przecież nie mógł. Chociaż co złego w tym, że uważał ją za piękną? I że lubił jej zarumienione policzki i zbyt mocno zadarty nos? 
Wypuścił szybko powietrze. 
Nie ma nic złego w tym, Neji, że się martwisz o Hinatę. Jesteście rodziną. 
Nigdy nie czuł się jak jej kuzyn. Przez większość życia nie uznawał jej za członka rodziny, bo na to nie zasługiwała. Cóż, może i słusznie – była fatalna w walce i mimo poprawy, wciąż nie nadawała się na głowę rodu tak, jak Hanabi. Ale to nie znaczyło, że przez ostatnie lata nie uważał jej za przyjaciółkę. Siostrę. 
Skrzywił się na tę myśl. Kiedyś często się krzywił w duchu, gdy ktoś tak ją określał. Wstydził się. Teraz czuł się z tym nieswojo. 
Hanabi wydawała się odmienna. Lubił z nią trenować, szanował jej umiejętności. Czasem przychodziła do niego, żeby porozmawiać, poradzić się starszego brata. Z Hinatą było inaczej. 
Przekręciła się na pościeli. Pociągnęła nosem przez sen. 
Westchnął. Poprawił pasmo włosów lecących mu na twarz. 
Wstał, położył na stoliku obok świeżo przeczytaną książkę i mały bukiet fioletowych róż – taki, jaki Hinata zabierała na grób matki. Podszedł do niej, przyjrzał się jej twarzy. Miała lekko rozchylone usta, nie dostrzegł żadnej zmarszczki. Pogładził ją po policzku. I wyszedł. 
A serce biło mu jak szalone. 

4 komentarze:

  1. Scena spotkania była obłędna, chociaż nie powiem, czekałam mocno na rozmowę między Neji'm a Hinatką. Scena wręcz elektryzowała i te rozterki Neji'ego, no cudo <3. Spodobało mi się wspomnienie o tym, że Neji nie traktuje Hinaty jak rodziny - zgadzam się z tym, zawsze bardziej widziałam go w roli kata/opiekuna. Zastanawiam się co wyniknie z poszukiwań Neji'ego - tu pozwolę sobie zgadnąć, że pewnie to, że Hinata jakimś cudem nie jest spokrewniona z Neji'm - czekam na to *u*, a także na reakcję zwrotną Hinaty, bo nasza droga śpiąca królewna, no cóż, głównie śpi.
    Czekam na kolejny rozdział i nie mogę się doczekać reszty.
    Pozdrawiam ciepło,
    Sharona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, Hinaty brakuje, ale już wkrótce będzie jej więcej. ;) Nie mogłam pozwolić na to, by zbyt szybko wyzdrowiała, bo wyszłoby nierealistycznie. Ponadto te rozdziały, gdy była nieprzytomna, to swego rodzaju spokojne przedstawienie myśli i uczuć Nejiego – nie rzuciłam go na głęboką wodę, by wyrażał siebie przy Hinacie, lecz by stopniowo czytelnik poznawał emocje bez wpływu obecności Hinaty. Poszukiwania Nejiego ruszają pełną parą i coś więcej na pewno wyjaśni się w następnym rozdziale. :)
      Dziękuję za odzew. Mam bardzo ciężki rok akademicki, ale już niedługo będzie lepiej i liczę na to, że powoli będę publikować coraz częściej.
      Ściskam,
      For

      Usuń
    2. Tu muszę pochwalić, reakcja Nejiego jest bardzo realistyczna, ale wiadomo, jako czytelnik chciałabym więcej i więcej <3.
      Co do ciężkiego roku na studiach - mam tak samo (ze względu na kierunek medyczny nie mam nauki zdalnej, dochodzi do tego pisanie pracy i nauka do egzaminów). Mam mało czasu na pisanie własnego opowiadania, ale także na czytanie innych. Pocieszam się, że jak zdam studia to będę miała chwilę czasu :D.
      Życzę weny i CZASU :)

      Usuń
    3. Dziękuję! <3 Kreacja Nejiego jest dla mnie bardzo istotna. Dobrze, że działa, wychodzi. :D
      Zazdroszczę zajęć na miejscu, ja mam głównie zdalnie lub w terenie, ale tęsknię za laboratorium. Dobrze by było wrócić na wydział...
      Powodzenia na studiach i również życzę czasu na pisanie opek!
      For

      Usuń

Niah | Akinese | Credits: X, X